Kiedy zaczynałam pracę katechetki – nikt mnie
nie znał, każdy obserwował i czekał – jak to będzie? Było
super, ale to właśnie oni – bardzo mnie wspierali i tak od
początku polubili i pomagali - Pan Jan i jego żona Pani Danusia
byli kościelnymi no i wiadomo, z kim jak nie z nimi robiło się –
wszystko ;-) Pani Danusia zmarła dwa lata temu, a któregoś dnia
napisała ich synowa, że Tata chciałby, żebym go odwiedziła. Jest
po udarze, 8 lat leży już w łóżku. Oczywiście pojechałam.
Boże, jakie to było cudowne spotkanie – on wszystko, wszystko
pamiętał, rozmawialiśmy, wspominaliśmy. Pojechałam też na grób
Pani Danusi. A całą drogę powrotną – przepłakałam. Osiem lat
w łóżku. Zależny od wszystkich. Sam nie zje. Sam się nie napije.
Nic sam nie zrobi. Z przystojnego mężczyzny zostały tylko jego,
wciąż takie same oczy. Nie ogarniam cierpienia... :-(
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz