piątek, 31 lipca 2020

Modlitwa św. Ignacego Loyoli

Dziś wspomnienie liturgiczne św. Ignacego Loyoli. Poznałam na rekolekcjach ignacjańskich. Włączyłam na CDA film o nim, jakoś był w kinie, ale nie dotarłam, więc leci w tle. Miałam nie jechać na wakacje, ale pomyślałam, że w sumie do jezuitów w Zakopcu można by było się na tydzień wybrać - nie na rekolekcje, ale na taki detoks przed nowym rokiem katechetycznym - napisałam maila, jak nie odpiszą w poniedziałek zadzwonię. 

Od pierwszego wejrzenia urzekła mnie modlitwa św. Ignacego: Zabierz, Panie, i przyjmij całą wolność moją, pamięć moją i rozum, i wolę moją całą, cokolwiek mam i posiadam. Ty mi to wszystko dałeś - Tobie to, Panie, oddaję. Twoje jest wszystko. Rozporządzaj tym w pełni wedle swojej woli. Daj mi jedynie miłość Twoją i łaskę, albowiem to mi wystarcza. Amen. 

Trudna, ale piękna. Nie wiem, czy w pełnej świadomości da się ją odmawiać ;-)

Byłam na cmentarzu, dawno już nie przechadzałam się alejkami. Przybyło nowych grobów. Najbardziej wzruszający grób Moniki - miała 40 lat. Nie wiedziałam, że zmarła - od dwóch lat walczyła z rakiem. Został mąż i dwójka małych dzieci. Smutne. Bardzo. [*] Taka śliczna. Dlaczego Pan Bóg pozwala na takie cierpienie? :(

środa, 29 lipca 2020

teo-logicznie

Jutro - 30 lipca ostatnia gregorianka za mojego śp ks. proboszcza. Nie jestem codziennie - ale bywam często. Czuję niesamowitą siłę i moc Eucharystii... (przy okazji polecam ciekawą książkę o Spowiedzi i Eucharystii "Wolność i tęsknota" KLIK - jeszcze są dostępne, pisana przez księdza i katechetkę)

Zbuntowałam się przeciw udzielaniu Komunii na rękę - i nie robię tego. W większości parafii, gdzie bywam - bardzooo rzadko ktokolwiek przyjmuje na rękę. W większości parafii widać, że księża dezynfekują ręce - u mnie na ołtarzu stoją dwa dozowniki, i przy wejściu do kościoła. Co prawda Pan Jezus ma potem posmak płynu do dezynfekcji, ale chyba nikogo to jeszcze nie otruło? ;-)

Poprawiam literówki bloga, rety mozolne zajęcie - czytam już chyba trzeci raz to samo. Zaprojektowałam okładkę, tytuł blogowy, chyba wyjdzie to wszystko fajnie :) Po co to robię? Nie, nie dla zarobku, bo co to za pieniądze - żadne, ale kiedyś - na emeryturze fajnie będzie wziąć to do ręki, poczytać, powspominać. A może ktoś, kto zastanawia się, czy zostać katechetką - czy nie - może poczyta, może zobaczy, że warto? Bo to naprawdę fajna praca :) (dla ludzi o mocnych nerwach, he he)

Co do pracy właśnie - zaczyna się poszukiwanie katechetów do szkół. Chyba ich coraz mniej? W sumie to ciekawe, ilu przychodzi studentów na 1 rok teologii? W mojej diecezji w latach 90-tych była masowa produkcja, po 30 osób na roku! No tyle zaczynało - kończyło po 10-12 osób... Nie powiem, że są to lekkie studia - nie są. Co gorsze, do pracy katechety w szkole - nie ma tam w sumie, poza jakąś dydaktyką, teorią z psychologii i katechetyki - żadnych realiów, które czekają katechetę po podjęciu pracy! 99 egzaminów, nie licząc zaliczeń i kolokwiów - to też wcale nie tak mało. Do tego wszystkiego - te wszystkie dogmatyki, filozofie, logiki, bioetyki - Jezu, po co to komu?! Tu ramówka przedmiotów KLIK - jak ja to przeżyłam, nie wiem do dziś! ;-)




poniedziałek, 27 lipca 2020

książka z bloga

Kolejny poniedziałek wakacji. Tworzę książkę z tego bloga - poprzedni już opublikowałam i można sobie pobrać  - KLIK. Oczywiście inaczej pisze sie bloga, inaczej książkę - więc siedzę i poprawiam jeszcze, usuwam, dodaję, objaśniam, poprawiam literówki. Pomysł na okładkę mam, ale zdjęcia jeszcze nie mam. Nie będę drukować - będzie tylko w sieci. No, może kilka sztuk tylko. Jakoś z obcymi łatwiej się dzielić pamiętnikiem niż ze znajomymi ;-) 

czwartek, 23 lipca 2020

układ (dnia) z Bogiem

Ja Krzysztof z Awili, postanawiam dzisiaj w dzień św. Magdaleny, ułożyć sobie w ten sposób życie, by było na chwałę Boga i Jego Świętej Matki, która niech mnie rozpali w służbie Bożej i sprawi, by mi zostały odpuszczone grzechy, jak były odpuszczone św. Magdalenie. A więc z 24 godzin doby 6 przeznaczam na spanie, 1 na słuchanie Mszy św., 1 na czytanie Ewangelii i żywotów świętych przypadających na dany dzień, 1 na moje osobiste pobożności i 1 na przechadzkę. Pozostaje jeszcze 14 godzin, które wykorzystam na pracę i zdobycie środków do życia. Wszystko dla Boga i Jego Matki błogosławionej, którzy niech będą ze mną i wszytskimi moim sprawami. Amen. /z Wprowadzenia do Dzieł św. Jana od Krzyża/

środa, 22 lipca 2020

książki książki

Fajne książki na wakacje - cena na zdjęciu + przesyłka = list zwykły 6,60 zł, priorytet 7,30 zł, paczka 12,90 zł. Robie miejsce na nowe ;-)

























wtorek, 21 lipca 2020

zakupy

Od czasu nauczania zdalnego nie wydałam złotówki na szkołę - tusz, papier do drukarki i każdy inny, pisaki, gry, zabawy do nauki, książki i pomoce do szkoły - wooow, jaka oszczędność! Ale i tak nakierowana jestem na takie zakupy - właśnie ktoś wystawił na licytację memory, które świetnie by się sprawdziły na katechezie - kliknęłam. Ostatnio w księgarni też widziałam jakąś grę - przydałaby się do przedszkola. A teraz wzięło mnie na porządki w książkach - nawet pudła zniosłam, żeby je wynieść - do szkoły ;-) Młodzież nie czyta, ale kuszę półką z książkami w sali religijnej - może kogoś zainteresuje? O ile w ogóle kiedyyyyś do szkoły wrócimy...

poniedziałek, 20 lipca 2020

w Kiernozi u Pani Walewskiej

W ramach #wakacyjneMsze warto zahaczyć o kościół w Kiernozi. Cóż tu takiego ciekawego? Ano - historia zamknięta w zapachu Pani Walewska. Tu znajduje się trumna z napisem:


Maria Walewska z Łączyńskich urodziła się w 1786 roku w Brodnem pod Kiernozią, a wychowała się w istniejącym do dziś pałacu w Kiernozi. Spędziła tutaj 17 lat. Jej nauczycielem był Mikołaj Chopin, ojciec Fryderyka. W 1804 roku 18-letnia Maria wyszła za mąż za 70-letniego szambelana królewskiego Anastazego Walewskiego. Małżeństwo to miało najprawdopodobniej uratować reputację Marii, która była w ciąży.

Maria Walewska, późniejsza hrabina Ornano zmarła w Paryżu 11 grudnia 1817. Teodor Łączyński, brat pani Walewskiej, bo pod tym nazwiskiem przeszła do historii, postanowił spełnić jej ostatnią wolę i pochować ją w Kiernozi. Mimo sprzeciwu paryskiej rodziny, w 1818 r. sprowadził ciało siostry i 27 września 1818 roku złożył je w specjalnie przygotowanej krypcie w kościele parafialnym. Serce (w urnie) pozostało we Francji. Znajduje się w grobowcu rodzinnym Ornano, obok prochów jej zmarłego w 1863 r. małżonka, na cmentarzu Pere Lachaise. I tu zaczynają się schody. Część badaczy uważa bowiem, że brat wcale nie sprowadził do Kiernozi ciała siostry, tylko… no właśnie, nie wiadomo co, a pani Walewska (cała!) spoczywa w Paryżu. Spór toczy się od dziesięcioleci i zdaje się nie mieć końca.

W 1968 roku z okazji 150. rocznicy śmierci pani Walewskiej, Ambasada Francuska w Warszawie zwróciła się do polskich władz o identyfikację zwłok leżących w kościelnej krypcie. Wszak pani Walewska jest ważną personą, dała przecież Napoleonowi syna Aleksandra. Badania i ekshumację zlecono Katedrze Antropologii Uniwersytetu Łódzkiego. I co się okazało? Otóż, w krypcie w Kiernozi znajdują się 4 trumny. W jednej naukowcy znaleźli szczątki około 65-letniej kobiety. Była to zapewne siostra Marii Walewskiej (Antonina Rydzłowska). W kolejnej trumnie odkryto szczątki mężczyzny, a w trzeciej dziecka. Czwarta trumna, inna niż pozostałe i bardzo zniszczona, zawierała gruz, piasek oraz szczątki kości udowych i fragment czaszki. Jedna z kości należała do kobiety, druga do mężczyzny. Specjaliści stwierdzili, że szczątki należały do młodej kobiety, która mogła być Marią Walewską, ale wcale  nie musiała.
Od tego czasu badań nie ponawiano. Zaś mieszkańcy Kiernozi wierzą, że w krypcie leży pani Walewska… /ten tekst i więcej KLIK/

Zakurzone, zaniedbane, ale ogólnodostępne 24 h








piątek, 17 lipca 2020

historia pewnego życia...

Maud Lewis - kanadyjska malarka ludowa. Polecam do obejrzenia, poczytania o jej życiu. Do wczoraj nie miałam pojęcia o jej istnieniu ;-) Ciekawa historia. Życie pisze najciekawsze scenariusze...


czwartek, 16 lipca 2020

niespełnione marzenie o kapłaństwie

Chodzi za mną rozmowa sprzed kilku dni. Jak pisałam wcześniej przygotowywałam pierwszą komunię, że tak ujmę "online" - bo od marca z dziećmi kontaktowałam się przez rodziców. Oni otwierali wiadomości, oni przysyłali prace domowe. Później, właśnie z rodzicami, robiłam oprawę liturgii itd. Sprawiło to, że... dzieci zeszły na drugi plan :-( - ale bardzo zrodziła się więź z rodzicami tych dzieci. Może to i dobrze? Taka większa ewangelizacja ;-) Po Komunii już jedna z mam, kiedy dziękowałam im za piękne czytanie Słowa Bożego - powiedziała, że jej mąż... jest po seminarium duchownym, ona teologiem - więc niejako z natury wyszło pobożnie. A potem już rozmowa zeszła na temat małżeństwa, problemów, niedomówień a nawet rozpadu, przed którym jedynie córka (ta, która była u I Komunii) ich trzyma. Mąż nie umie, nie może, nie chce sobie poradzić z tym, że nie został księdzem. Nie należę do osób, które wpadają w słowotoki - krótko podsumowałam, że teraz to nie kwestia jego niespełnionych marzeń, a odpowiedzialności za rodzinę, którą założył - za żonę i córkę, i z tego będzie rozliczany, a nie z niespełnionych marzeń o kapłaństwie. 

No tak to już jest, nie pierwszy przypadek, który znam - walka z powołaniem. Być może byłby tym księdzem, może dobrym - może niekoniecznie. Znam conajmniej kilka osób, które mają dokładnie tak samo. Nie umieją, nie chcą, nie potrafią - odnaleźć się z tej strony ołtarza. Są tacy, co sami - niepewni powołania - zrezygnowali, są tacy, którym się nie udało, albo im pomogli zrezygnować - każdy z tych przypadków kończy tak samo - nie umie się odnaleźć, to ciągle w r a c a.

M. zrezygnował na 6 roku, 2 tygodnie przed święceniami - pomógł mu proboszcz - okazało się, że będzie ojcem (!) - namówił młodego kleryka, by ożenił się z matką jego dziecka i wychował, jak swoje. Wychował. Miał jeszcze 3 swoich. Dobre wykształcenie tamtych lat dało mu pracę. Żona również nauczycielka, katechetka. Na emeryturze Nadzwyczajny Szafarz Komunii Świętej, diakon stały, bo takowe święcenia miał. Wszystkie Msze, wszystkie święta mógł spędzić w kościele. Jego marzeniem było - odprawić chodziaż jedną Mszę świętą, gdyby zdarzyło się, że zostanie wdowcem. Nie stało się tak. Zmarł mając 83 lata. Żona wciąż żyje. Do dziś przechowuje jego zdjęcia w sutannie. Ciekawe jest też to, że ich córka - dokładnie poszła śladem matki, również ma męża niedoszłego księdza. Spędzają czas we wspólnocie, ona prowadzi szkółkę niedzielą (Szwecja) - bardzo aktywni w Kościele.

Z. katecheta i organista. Wiek już emerytalny, żona, dzieci. Do dziś w portfelu nosi swoje zdjęcie ... w koloratce.

Cz. marzenie o kapłaństwie skończył na 1 roku - z przyczyn zdrowotnych już tam  nie wrócił. Był chwilę w zakonie. Dziś 40plus - nie umie, nie chce, nie potrafi się odnaleźć, w przeciwieństwie do poprzednich - raczej unika wspólnoty, z systematycznymi sakramentami i nidzielną Mszą też średnio. Żenić się nie chce, żeby nie ranić drugiej osoby.

T. po seminarium, żona pobożniejsza od Ojca Świętego - oboje nauczyciele, codziennie w kościele, był czas nowenn, różańców, czytań - w jego/ich wydaniu. Teraz emeryci, wyciszyli się od publicznych wystąpień, ale mocno w ostatnich latach błyszczeli na "podium" - taka jakaś niespełniona ewangelizacja...

K. nie mógł się zdecydować na święcenia kapłańskie, bp dał mu rok na podjęcie decyzji, a kiedy ten ją podjął - bp się nie zgodził. Nie znam przyczyn, znam K. - dotąd codziennie na Mszy św. w sutatnnie, bo to już 6 rok seminarium był - teraz w ostatniej ławce, broda do pasa, do Komunii - różnie przystepuje. Wiem, że wyjechał, wiem, że został katechetą. Nie wiem, jak sobie teraz radzi.

To tylko kilka przypadków. Jest jeszcze R. - własnie mi się przypomniał. 6 lat seminarium zakończone ateizmem (!). Nie piszę tu o byłych księżach, ale tych, którzy nimi nie zostali, jak cierpią, jak nie umieją sobie poradzić z niespełnonym powołaniem. Teraz w parafii mamy kleryka, który po 1 roku wziął rok urlopu. Obserwuję, omadlam - czy wróci? Jest codziennie na Mszy św., wciąż ma statut: kleryk, ale... No nie wiem, nie wiem - ale już wiem, jak będzie mu ciężko, kiedy nie wróci...














środa, 15 lipca 2020

rekolekcje ignacjańskie

Znalazłam zeszyty z rekolekcji ignacjańskich - wooow. Już minęłooo trochę czasu, miło wracać do tych notatek. Piękne wspomnienia. Pięć razy byłam - fundament + 4 tygodnie. Fundament był słaby. Najbardziej podobał mi się ten tydzień, gdzie był Żywy Jezus. Przygoda Życia. Bardzo mi to pomagało w katechizacji - i dzieci, i młodzieży. Obrazowe spojrzenia na wydarzenia z życia Apostołów i Pana Jezusa. Dzieciaki chwytały. Młodzież uśmiechała się z niedowierzaniem, że tak można opowiadać o Ewangelii. No, fajne, fajne to było. Najgorzej szedł mi 4 tydzień. Chyba nawet go sobie odpuściłam w połowie, chodziłam tylko na Msze i posiłki - bo w sumie za to zapłaciłam ;-) Nie chodziłam też na spotkania z kierownikiem duchowym. No, słabo było. Ale - cała reszta była spoko. Brakuje mi takich konferencji - z przesłaniem. Niedzielne kazania są tak słabe, że - brak słów :-/ Już nie pamiętam, kiedy słuchałam kazania z zainteresowaniem jakimkolwiek :-/ Słabiutko panowie, bardzo słabiutko... :-( 

Przeszukałam internety - o. Maciej Konenc SJ siał grozę, he he - ale jego mówienie, gestykulacja, porównania mega mi się podobały. Można posłuchać poniżej, szkoda, że nie ma nagrań na żywo - bo jego słuchać i patrzeć na niego - to podwójne przesłanie. Zawsze na konferencje, kazania rekolekcyjne przynosił rekwizyty - pokazywał - to działa. Obraz - działa - o tym warto również pamiętać na katechezie. Polecam poniższe nagrania - o przebaczeniu, ale dobre, bardzo dobre...







wtorek, 14 lipca 2020

#WakacyjneMsze - Niepokalanów

Niechcący dziś trafiłam do Niepokalanowa, a tylko po chleb wyszłam z domu ;-) Tak wakacyjnie, tym bardziej, że dopiero co było wszystko pozamykane, bo istniało zagrożenie wirusem - jeden z ojców był zarażony, o czym nie wiedział i kręcił się wszędzie - do tego, jako fryzjer strzygł kolegów - a potem szok, bo - nie tylko wrócił zza granicy to jeszcze jego brat i bratowa zarażeni, w ciężkim stanie w szpitalu, potem objawy wystapiły u niego i sanepid zamknął bazylikę. Wszyscy mieli zrobione testy i ... WSZYSCY ZDROWI! Woow. Uznali to za CUD. W sumie naprawdę szczęście, że wszystkich ominęło - tym bardziej, że niby to tak szybko się rozprzstrzenia. 

Mszy św. nie było, bo byłam za późno i za wcześnie - za to spowiedź, z tego, co zauważyłam cały dzień, super. Ale trwałooooo to tyleeee czasu, że słabo mi się robiło na samą myśl, że miałabym ulec takiemu przesłuchaniu. Pewnie to pomaga, na pewno - ale chyba powinno być pytanko: krótko - czy szybko? ;-)

W drodze miałam włączone Radio Maryja, i w jakieś audycji padło, jak to zwykły krawiec pokazał młodemu Wojtyle Pana Boga przez św. Jana od Krzyża - że każdy z nas, całkiem niechcący może stać się ewangelizatorem i wskazać komuś drogę do Boga. Nie czytałam Jana od Krzyża, nigdy w ręku nie miałam nawet - więc, jak zobaczyłam na półce w księgarni - jedną jedyną pozycję - włożyłam do koszyka - ciekawe, czy przez to przejdę?

W drodze powrotnej zahaczyłam o przydrożny kościół - była Msza św. Także taki pobożny dzień wyszedł ;-) Poniżej zdjęcie z przepięknej Kaplicy Adoracji - i link do Adoracji KLIK


poniedziałek, 13 lipca 2020

chcę do szkoły

Grzeszę, ale... brakuje mi pracy, szkoły, dzieci :-(

Wyniki wyborów - już znane. Chyba można zacząć oddychać spokojnie.

sobota, 11 lipca 2020

wybory prezydenckie

Chyba nigdy nie mówiło się u nas w domu tyle o wyborach, co w tym roku... Chyba nigdy wybory tak nie dzieliły ludzi. To, co dzieje się w internecie to jakaś masakra. Ważą się nasze losy. Mocno. W poniedziałek możemy się obudzić w innej rzeczywistości. Wielki sprawdzian przed Polską...

czwartek, 9 lipca 2020

pokonać wroga

Mignęło mi nagranie na YT:



Śpiew - piękny, ale relacja uczestnika z jurorem coś mi przypomniała. Byłam na 1 roku studiów teologicznych - od 6 klasy podstawówki chciałam zostać katechetką, więc teologia nie z przypadku, a wyboru. Nie spodziewałam się problemów, bo - jakie można mieć problemy na studiach? Cóż, myliłam się - możnaaaa mieć problemy - ks. rektor powiedział mi prosto w oczy: i tak nie będzie pani katechetką, i tak! po czym oddał mi indeks z dwóją z liturgiki. Z liturgiki, ha ha. Ja rozumiem - filozofia, albo dogamtyka - do dziś nie wiem o co im chodziło, albo logika, ha ha - ale liturgika? No ok. Nie dyskutowałam. Przeniosłam się na inną uczelnię. Na teologię oczywiście. Po roku - dostałam pracę w szkole, jako katechetka. Byłam z proboszczem w kurii odebrać misję kanoniczną - i kogo widzę? Oczywiście! Podeszłam i patrząc mu w oczy, machnęłam papierem w ręku rzucając lakoniczne pytanie: I CO?! Nie dałam czasu na dyskusję. Minęło ładnyyyyych parę lat - zawsze się kłaniał, a podczas rekolekcji w mojej parafii - przepraszał wszytstkich studentów dla ktorych był "szorstki" - he he. Fajnie pokonać wroga ;-) Za 3 lata wróciłam do tej samej uczelni zrobić magisterkę - można zgadywać z kim były pierwsze zajęcia ;-)))))))))))))))))

środa, 8 lipca 2020

krzyż

Będąc w LaSalette widziałam w pokoju hotelowym na ścianie krzyż. Piękny. Szukałam w internecie, szukałam w obrazkach w internecie - nic takiego nie ma. Stwierdziłam, że sobie taki sama zrobię. Kupiłam dziś wyrzynarkę w drewnie, będę tworzyć ;-) 

wtorek, 7 lipca 2020

wakacje w górach

Sprawdzałam pokoje w górach, w moim ulubionym miejscu - możeby tak wyjechać na chwile? Okazało się, że pensjonat jest na sprzedanie. Ponad 2 miliony. Kurcze, mieć taką kasę - zamienić szkolną edukację na prowadzenie pensjonatu. Bardzo dobre miejsce, piękne widoki. Reklama. Myślę, że spokojnie interes by się kręcił - całym rokiem. Miesięczna rata kredytu to ok. 9 tysięcy. Niby dużo, ale przy minimalnej liczbie gości miesięczny utarg 20 tysięcy. I góry na wyciągnięcie ręki - wiosną, latem, jesienią i zimą. Marzenia. Dobrze, że są za darmo ;-) 

poniedziałek, 6 lipca 2020

I Komunia katechetki

Sukienka 249 zł, buty 129.99, fryzjer 80 + kosmetyki, które musiałam uzupełnić 109 zł = 567.99 zł - tyle kosztowała mnie I Komunia. Co roku to samo, tylko coraz drożej. Fakt, ciuchy zostają - ale normalnie bym ich nie kupiła, wolałabym zwiewną sukienkę letnią (w tej cenie kupiłabym conajmniej dwie), buty też wolałabym letnie - tańsze pewnie by nie były, ale przynajmniej kolorowe. Mam znajomą katechetkę, która przychodzi na uroczystość - nie dość, że tak samo od conajmniej 20 lat, jak ją kojarzę, to jeszcze w każdą niedzielę jest w tym samym zestwie ;-) Nie, nie jest zakonnicą, he he - one jedne nie mają problemu rano w co się ubrać :-))))

Miałam dwie grupy - jedna po drugiej. Śliczne dzieci, odświętni rodzice, kościół pięknie przystrojony, wszystko dopięte na ostatni guzik - było naprawdę bardzo ładnie. Dzieci nie miały wierszyków, modlitewek, podziękowań ni pioseneczek - we wszytsko zaangażowałam rodziców. To było genialne posunięcie. Oczywiście nie chcieli się włączyć - a ja... nie nalegałam. Powiedziałam tylko - nie to nie, po prostu nie będzie. Ksiądz odprawi Msze i tyle. Nie wiem co pomyśleli, he he - ale zaczęli się zgłaszać chętni. Zamiast pilnować wyjść dzieci - pilnowałam rodziców ;-) Ładnie było. Bardzo ładnie. 

Podziękowania płynęły przez trzy dni - dziś jeszcze rano SMS od jednej z mam, wieczorem przez messenger jeszcze. Miłe to wszytsko bardzo - tak naprawdę nic wielkiego nie zrobiłam, po prostu wykonałam swoją pracę i tyle - każdy jest ekspertem w swojej dziedzinie. 

sobota, 4 lipca 2020

Tomek, lat 45 [*]

Dziś mój rekord - byłam na 4 Mszach! Dwie Komunie, Pogrzeb i Gregorianka za Proboszcza. A zacznę od Pogrzebu. Jak można iść na pogrzeb kogoś z kim ani razu się nie rozmawiało. Kogo tak naprawdę się nie znało. Kogoś, kto i mnie nie znał. Ano - można. Właśnie dziś na takim byłam, nie, że musiałam - chciałam. Tomek starszy ode mie 3 lata, nie pamiętam ze szkoły ani jednej, ani drugiej. Zaimponował mi kilkanaście lat temu. Kiedy bym nie przyszła na Mszę wieczorną w tygodniu - to on był. Czasem na wcześniejszą, czasem na późniejszą - zawsze w tej samej ławce, po tej samej stronie. Kłaniał się, kiedy mijaliśmy się w drodze do/z kościoła. Nie latał po wspólnotach, grupach, nie właził na ambonę, nie pchał się do czytań ani nawet do asysty procesyjnej. On po prostu zawsze tylko (i aż) BYŁ. Wyciszony. Skromny. Po przejściach. Po drodze w młodości gdzieś zahaczył o Zakład Karny - po odsiadce siadła mu psychika. Zmienił życie. Zmieniło się życie. Na pogrzebie ksiądz mówił o relacji z Panem Bogiem - bez której przecież by nie przychodził przez tyleee lat dzień w dzień na wieczorną Mszę. Miał bardzo blisko do kościoła - to fakt, ale... dużo ludzi ma blisko, a jednak nie przychodzą. Jednak ludzie chyba go lubili, bo dziś było ich bardzo dużo. Mnóstwo kolegów - przypakowanych, z dziarami, wygolonych na łyso - ale... cała moc widać z nich dziś uszła. Zobaczyli Tomka w trumnie. Szok i niedowierzanie - nie, nie chorował - po prostu źle się poczuł, karetka, zgon. Jedna chwila. Koniec.