wtorek, 25 czerwca 2019

moda na odejścia?

o, i jeszcze jeden - sprzed 20 minut:

Wszedłem do mojego nowego mieszkania. Pierwszy raz od 9 lat nie przeprowadzam się na plebanię, tylko do mieszkania w bloku. Będę zwykłym sąsiadem moich sąsiadów. Tak, oficjalnie poszedłem na urlop. Od najbliższej niedzieli nie będę wykonywał czynności kapłańskich. Będę żył i pracował jak inni świeccy ludzie. Decyzja, którą podjąłem może wydawać się dla niektórych niespodziewana. Ale to jest decyzja, do której dojrzewałem od dawna, nawet bardzo dawna. Ta decyzja jest efektem stawania w prawdzie o sobie. W końcu Ewangelia mówi: „Poznacie prawdę i prawda was wyzwoli”. Uciekanie przed sobą samym prowadzi do depresji, do uciekania w alkohol, do niekontrolowanych sytuacji, które są efektem eksplozji spowodowanej nagromadzeniem ogromnego ciśnienia. Te sytuacje już nie tylko raniły mnie samego, ale zaczęły ranić także innych. Kiedy nie żyjesz w prawdzie o sobie, twoje życie naprawdę staje się zdezintegrowane. To jest niesamowicie trudne żyć ciagle w rozdwojeniu. Niedawno pisałem o Avengersach, w których jest ciekawa scena, w której Bruce Banner w końcu staje się zintegrowany z Hulkiem. Przestają toczyć ze sobą walkę. Nie może żyć dwóch obcych gości w jednym ciele. To rodziło wiele problemów. I w końcu udaje się dokonać wewnętrznej integracji. Bruce i Hulk pogodzili się ze sobą. Przekładając to na język Ewangelii: nie ostoi się królestwo wewnętrznie skłócone. Ja przez wiele lat czułem się jak Bruce i Hulk, którzy są w ciągłym konflikcie. Ale przyszedł ten czas, kiedy zaczynam się wewnętrznie integrować, akceptować prawdę. Dlatego nie mogę już żyć w wyparciu. Staniecie w prawdzie i uznanie prawdy o sobie naprawdę daje wolność. Od momentu podjęcia tej decyzji czuje się bardziej wolnym człowiekiem. Wewnętrznie wolnym. Chcę żyć w pokoju z samym sobą i wiem, że potrzebuje do tego tej zmiany. Nie żyjąc w prawdzie o sobie, nie żyje tez w prawdzie wobec innych. Głosząc Ewangelię, która tak bardzo mówi o potrzebie życia w prawdzie, nie mogę dłużej żyć w poczuciu, że nie żyje w prawdzie przed sobą samym. Wczoraj rozmawiałem z kumplem i obaj stwierdziliśmy, że mamy doświadczenie poczucia bycia nie na swoim miejscu, a jednocześnie obaj doświadczamy ogromnego lęku przed zmianą tego. Tak jakbyśmy wpadli w koleinę, z której nie chcemy wyjść. Paradoksalnie dobrze radzimy sobie w tej koleinie. Jesteśmy dobrzy w tym, co robimy. On w bankowości, ja w mówieniu kazań, spowiadaniu, chodzeniu po kolędzie, itd. Ale to, że robisz coś dobrze wcale nie jest ostatecznym argumentem na to, że jesteś na swoim miejscu. Wielu ludzi postrzega mnie przez pryzmat tego właśnie, że pewne rzeczy mi naprawdę wychodziły. Inni patrzą przez pryzmat, że taki ludzki ksiądz. Dla wielu jednak zakryta była walka, która się we mnie toczyła, choć od pewnego czasu trochę odkrywałem się przed światem. Staję w prawdzie o sobie i w świetle tej prawdy nie jestem w stanie podjąć innej decyzji, jak właśnie ta, którą podjąłem. Nie, nie jestem w depresji. To nie jest dla mnie trudny moment. No może poza przeprowadzką, czego zawsze szczerze nienawidziłem. Czuje się naprawdę dobrze. Nie odchodzę załamany, w jakiejś ciemnej nocy. Wręcz przeciwnie, czuje w tym wiele światła, jestem pełen nadziei, energii. Czuję, że robię to, co w sumieniu rozeznaje za słuszne. Tez nie przekreślam tych 9 lat bycia księdzem. Absolutnie. Przecież to był czas, który mnie kształtował. Napewno nie byłbym tu, gdzie jestem i tym, kim jestem bez tego. I widzę w tym naprawdę wiele dobra dla mnie i dla innych, za które jestem wdzięczny. Poznałem dzięki temu mnóstwo fantastycznych ludzi, przyjaciół, doświadczyłem mnóstwo fantastycznych historii. Nie zamierzam wypierać tych 9 lat. Patrzę na to z wdzięcznością jako cześć mojej historii, ale to nie zmienia faktu, że potrzebuję dokonać zmiany.

a pod spodem komentarz parafianki:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz