czwartek, 7 lutego 2019

[*]


To był maj. Zamykałam właśnie kościół po Białym Tygodniu. To był pierwszy rok mojej pracy katechetycznej. Podchodzi do mnie pani, mama trójki moich uczniów z prośbą. Wiedziałam, że trójka dzieciaków ma braciszka, przecież nauczyciele wiedzą wszystko ;-) Byłoby nienormalne, gdyby dzieciaki nie pochwaliły się pani od religii, że mają rodzeństwo. Zapytała mnie, czy zgodziłabym się zostać chrzestną ich dziecka? Tłumaczę, że ja nie rodzina, że lepiej kogoś z bliskich wziąć. Ale oni mają już troje dzieci i nie mają już nikogo, kogo mogliby prosić na matkę chrzestną. Zgodziłam się. I tak zostałam ciocią w obcej rodzinie. Wszystkie dzieciaki zaczęły mówić do mnie ciocia. Zapraszana byłam na ważniejsze uroczystości. Pierwsza Komunia. Rodzinne spotkania świąteczne. Zostałam poproszona na świadka Bierzmowania. Cienie i blaski rodzinne w których uczestniczyłam. Łatwo byłoby gdyby to była normalna rodzina, wierząca praktykująca, bogata i wpływowa. Przechodziłam szkołę życia, gdy przyszło zmierzyć się z alkoholem, przemocą, biedą. Kiedy dziecko płacze, że nie chce wracać do domu. Błaga, żebym go nie odwoziła. Chce zostać ze mną. Problemem nie był ojciec, a matka alkoholiczka. Chyba z ulgą odebrałam wiadomość o rozwodzie rodziców. Liczyłam przede wszystkim na emocjonalny spokój dzieci. To było trzy lata temu. Dziś pogrzeb. Miała tylko 47 lat i po ludzku było smutno, że tak skończyła. Myślę, że pomimo nałogu kochała swoje dzieci i chciała dla nich dobra. Wyszło, jak wyszło – ale na pewno chciała dobrze. Pogrzeb smutny, bo zaledwie kilka osób. Nie było żadnych sąsiadów, znajomych. Kolegów, koleżanek. Teraz jestem jedyną mamą mojego chrześniaka i to ona mnie na nią wybrała...

1 komentarz:

  1. Ponieważ wiedziała, że będziesz dla niego najlepszą mamą pod słońcem :)

    OdpowiedzUsuń