niedziela, 13 stycznia 2019

studia teologiczne


Studiowałam zaocznie – nie znam realiów studiów dziennych ani statystyk. Kiedy zaczynałam po maturze – to był 1998 rok, było nad ponad 30 osób. Po pierwszej sesji zostało niecałe 20, po sesji letniej odpadłam nawet ja – w sumie zostało na I roku 16 osób. Połowa. Ksiądz profesor po oblanym egzaminie podszedł do mnie i patrząc w oczy powiedział: i tak nie będzie pani katechetką, i tak. Ponieważ to było moje marzenie uczyć religii a nie chciałam już wchodzić w drogę pamiętnemu wykładowcy, który zresztą był dyrektorem – poszłam na uczelnię w sąsiedniej diecezji :-D Po I roku dostałam pracę – a wychodząc z kurii z misją w ręku los chciał, że akurat on stanął w progu – cóż, podeszłam i patrząc mu w oczy zapytałam tylko: i co?! Tak wiem, to było bezczelne – ale wtedy brakowało mi pokory :-D Najlepsze było dopiero przede mną, bo po licencjacie wróciłam na poprzednią uczelnię aby zrobić magistra – zgadnijcie z kim miałam pierwsze zajęcia?! :-D Na roku było nas jakoś 10 osób, może nawet nie? Wszyscy pracujemy dziś w katechezie. Co z tymi, co odpadli po I roku – nie wiem...

Studia teologiczne wbrew wyobrażeniom wcale nie są łatwe – powiedziałabym nawet, że dość trudne. Ktoś, kto tego nie czuje = lubi może być trudno. To samo z pracą w szkole – dla kogoś, kto tego nie lubi – może być ciężko, nie tylko w roli katechety.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz