piątek, 12 lipca 2019

powołanie



T. skończył 1 rok seminarium duchownego. Poszliśmy dziś na kawę. Opowiadał wrażenia. Patrzyłam na niego, jak jest szczęśliwy. Cieszę się, że odnalazł swoją drogę. Jeszcze nie tak dawno na koloniach przemycał Krupnik w plecaku ;-) 

Jeśli zostanie księdzem - super, jeśli nie - zawsze mu to powtarzam, też będzie ok. Straszna jest, tak mi się wydaje, ta presja odejścia. To tylko studia - każdy może odejść, zmienić zdanie. Chociaż... z powołaniem nie wygrasz. Znam kilku "niedoszłych" księży - żaden nie umiał odnaleźć się po odejściu. Jeden - zrezygnował na tydzień przed święceniami - później został Szafarzem Komunii Świętej, a nawet diakonem - przesiedział w kościele od rana do wieczora. Żałował mimo żony, dzieci - pragnął odprawić choć jedną Mszę św. przed śmiercią. Nie udało się. Drugi został katechetą - po dzień dzisiejszy nosi w portfelu swoje zdjęcie w sutannie. Trzeci organistą. Jeszcze inny katechetą. Każdy krążył blisko ołtarza tęskni spoglądając na jego drugą stronę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz