czwartek, 4 listopada 2021

język polski

Kiedyś, jak nie było nauczyciela w szkole to się nie tylko człowiek cieszył, ale i czas na prace domowe sobie wydłużał. Teraz nie tylko pretensje, że pani nie ma (bo religię to ja akurat lubię najbardziej z tego wszystkiego! - Zosia, kl. 3 sp), to prace domowe lecą wirtualnie. Nie otwieram, nie sprawdzam. Dziennika też nie otwieram. Chora to chora. Ale z tych prac domowych to jestem zadziwiona! Prace z technikum, z druku. Cieszę się z odpowiedzialności uczniów, woooow.

Opłaciłam czesne na studiach, jak wydobrzeję to i ja powinnam się wziąć za naukę. Dobrze, że te praktyki jedne zrobiłam w tamtym roku, teraz na ten język polski muszę się zorganizować - o tyle dobrze, że to już mam w szkołach, gdzie uczę - tylko zastanawiam się, robić w szkole podstawowej czy w liceum? Chyba w liceum będzie łatwiej uczyć (?). 

Nigdy nie miałam nauczyciela języka polskiego prawdziwego zdarzania. Pół roku, albo nawet i nie - uczyła p. Jadzia - zastępstwo jakieś, klasa pewnie 7 jakoś była i to było jedyne pół roku, gdzie miałam j. polski! Na dzień dobry dostałam 0! He, nawet na 1 nie umiałam :-D Pokryłam to zero czterema 5! Wtedy złapałam wiatr w żagle. Warto było się starać, pisać, czytać. A później już znów nic, nic, nic :-/ W szkole średniej masakra jakaś. Szkoda, bo zawsze lubiłam czytać, pisać. Dopiero na maturze mogłam się wykazać. Chociaż to było super. Kto wie, może kiedyś i mi przyjdzie uczyć - mam nadzieję, że będą to lekcje z polotem ;-)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz