sobota, 25 kwietnia 2020

na 36 lat kapłaństwa

Jest 2.49 - skończyłam zadanie na dziś. Miałam do redakcji zebrać materiał o zmarłym ks. proboszczu. Kto, jak nie ja? Cały dzień prosiłam ludzi, by pisali - kopiowałam tekst z wpisów pod zdjęciami. Zaskok na koniec mega wymowny - obrobiłam 36 wpisów - na 36 lat kapłaństwa! Woow. Nie, swojego wspomnienia - nie napisałam. Nie mam sił. Zresztą - jakbym zaczęła pisać, to pewnie książkę by zrobił w tych wszytskich lat ;-) A może warto ;-) Nie, książki nie będzie - ale fotoksiążka - na 100%. 


Po raz pierwszy dziś się rozpłakałam. W samo podłudnie, gdy zabiły na kościele dzwony, i ksiądz z redakcji składał mi wyrazy wspólczucia - jak najbliższej rodzinie... To było trudne. Potem jeszcze w kościele sobie popłakałam, jak w ewangelii padły (już niedzielne) słowa: a myśmy się spodziewali... Że bedzie dobrze. Że poszalejemy jeszcze w parafii. Że - tak naprawdę - to się nigdy nie skończy. Skończyło się. Wczoraj.


Pojechałam do spowiedzi. No, czas najwyższy - po tych wszytskich kwarantannach i w ogóle :-/ Kolejne ciekawe doświadczenie. Kolejkaaaaaa, jak stąd do tamtąd (czyli wielka) - wszyscy stali pod pustym konfesjonałem. Widocznie obstawiali, że tam usiądzie spowiednik. Ok, nie chciało mi się stać. Siadłam sobie w ławce, na końcu tego weżyka - pomyślałam tylko, że calutką Mszę będę stała w kolejce, ech.. No i wtedy przyszedł ksiądz i usiadł w konfesjonale przy którym siedziałam i byłam pierwsza :-D No potem już było mniej fajnie ;) ale... Jest dobrze! :)

Pogrzeb dopiero w czwartek. Cały tydzień Msze pogrzebowe - podzielone wszystko ze względu na pandemię. Chyba będzie ciężko... :-/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz