wtorek, 21 kwietnia 2020

śmierć

Koronawirus, codzienne zgony (przestałam śledzić) - śmierć człowiekowi wydaje się bardzo odległa. Nie myślimy, na szczęście o śmierci - a tak naprawdę w każdej chwili możemy umrzeć. Zbliża się dla was ciemna godzina, a wy wciąż czekacie, że to spotka kogoś innego - to z jakiś objawień Maryjnych ponoć, nie sprawdzałam. No i dziś - pyk. Świat się zatrzymał. Umiera mój proboszcz. Dziś informacja biskupa, że jest w ciężkim stanie, prosi o modlitwę. Dziś Msza w poprzedniej jego parafii, jutro też, i w mojej. Modlą się księża. Modlą się pewnie katecheci. My w domu też w średnich nastrojach - nikt z nas nie spodziewał się, że JUŻ. Rak jelita grubego, stan nieoperacyjny, do tego nerka po przeszczepie, która wymagała operacji - lekarze zaprzestali działań. Koniec. Ma 60 lat, więc nie czas na odejścia, ludzie modlą się o zdrowie... Jak ktoś nie widział nigdy, jak się umiera na raka - pewnie nie ma świadomości, że tu już cudu raczej nie ma co się spodziewać - przykro mi bardzo, ale stosowniej będzie prosić Boga o ulgę w cierpieniu i odejście... :( Rozmawialiśmy w Niedzielę Palmową - pewnie ostatni raz, już nie odpisuje wiadomości... - a to do niego nie podobne! Pojadę jutro na grób jego Mamy... Byłyśmy bardzo blisko - poproszę, aby go do siebie zabrała... <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz